No i klops

Opiszę dziś w skrócie wczorajszy program telewizyjny, który oglądałam przy okazji konsumpcji obiadu. Program znanej restauratorki, a właściwie jego powtórka. Jak to bywa za każdym razem, Pani restauratorka odwiedziła ludzi, którzy zwrócili się do niej o pomoc. Restauracja a właściwie Zajazd był jednym z ładniejszych, jakie dotychczas oglądałam w tymże programie. Budynek zbudowany z bali drewnianych, skutecznie wniósł do wnętrza klimat iście górski (choć rewolucje tym razem odbywały się w Polsce centralnej). Wewnątrz kominek, z którego dosłownie wylewał się żar, a przyjemne ciepło otulało salę ze wszystkich stron, zaglądając w każdy kąt. Na sufitach piękne żyrandole oświetlały wnętrze cudownym jasnym światłem. Duże okna z widokiem na las zapraszały po posiłku na spacer. Na środku i po bokach stały stoły i krzesła. Piękne, dębowe, mocne – zapraszały w gościnę. Było tam po prostu pięknie, aż nie do wiary, że jakieś złe rzeczy mogą dziać się w takim miejscu.
Na wizytę Pani zaproszonej czekali wszyscy z niecierpliwością. W końcu nadeszła ta chwila i oto jest – nadchodzi. Pani restauratorka przywitała się z właścicielami i zasiadła do stołu. Przyglądając się uważnie miejscu do którego trafiła, poprosiła o kartę dań. Na początek zamówiła pizze, zupę pomidorową i pierogi leniwe. Cała kuchnia dosłownie zwariowała. Biegali jak szaleni. Pizza kręcona fruwała pod sufitem, pierogi drżały ze strachu, słonina skwierczała, a zupa pomidorowa była czerwona jak całe pole pomidorów.
W tym czasie Pani restauratorka popijała małymi łyczkami herbatę, a że potrawy jakoś nie spieszyły się do stołu – zaczęła dokładniej przyglądać się sali, na której była. I tak, ku mojemu zaskoczeniu nie tak kolorowo się okazało. Obok wejścia stał mały komputer z kartką, na której było napisane hasło oraz instrukcja jak odblokować stronę internetową. Byłoby to może i dopuszczalne, ale monitor był tak zakurzony, że dało się na nim zauważyć ślady skrzydełek od przechadzających się po nim owadów. Piękne wnętrze nie było czyste. Podłoga prosiła się żeby ją umyć, przez okna las zaczął być coraz mniej widoczny, na ścianach ślady po poprzednich, niezbyt rozgarniętych gościach. Pod sufitem fruwały pajęczyny , a stoły i krzesła – no cóż – nie bardzo chcielibyście jeść przy czymś takim. Przyniesiono pierwszą potrawę – była to zupa pomidorowa. Pani restauratorka zanurzyła w niej i łyżkę i klops…zupa kazała się niezjadliwa. Kwaśna, drętwa, z dużą ilością sztucznych dodatków, jakichś koncentratów, kostek rosołowych i nie wiadomo czego tam jeszcze. Na drugie weszły pierogi leniwe. Okazały się prawdziwie leniwe, bo nie reprezentowały swoim smakiem dosłownie nic. Grube ciasto, klejące, szary zlep bez smaku, bez zapachu – nic tylko uciekać. Pani restauratorka była załamana. Załamana i zniesmaczona równocześnie. Powiedziała do telewidzów, że ma nadzieję, iż chociaż pizza okaże się zjadliwa. Jak bardzo się niestety pomyliła. Pizza była następnym niewypałem. To nie była pizza. To był jakiś twardy bezsmakowy krążek, posmarowany – jak to Pani stwierdziła – resztką zupy pomidorowej.
Oglądając ten program, aż żal mi się robiło tej Pani. Widząc grymas na jej twarzy, miałam ochotę podać jej przez ekran jednego z moich pysznych, soczystych kotletów schabowych, jakie w tym dniu przygotowałam na obiad dla całej naszej rodziny.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here